Od kilku dni, wieczorami rozgrywa się prawdziwa bitwa. Kawałek po kawałku, godzina po godzinie bitwa zamienia się w wojnę, wojna w terror, terror w apokalipsę! Na przekór wszystkim przyzwyczajeniom, ustalonym zasadom i wypracowanej, wielomiesięcznej rutynie. Oto Ona, Młoda, przywódczyni rokoszu!
Przedstawiam Wam córkę mą nieodrodną. W dzień wesoła, spokojna i rozkoszna. Pięknie jada obiadki, super się bawi, potrafi zająć się sama sobą dłużej niż 2 minuty (dzięki Ci, Boże!). No mówię Wam, cud-miód-dziecko. Jednak od kilku dni coś się zmieniło. Szok.
Tak, wiem, może i czynię herezję narzekając na niedobory małolaty, ale... chyba moje dziecko zbyt przyzwyczaiło mnie do tej wygody. Sęk w tym, że do niedawna Młoda zasypiała pięknie. Prosty schemat: wyciszenie od 18:30, o 19:00 kąpiel, o 19:15 ciepłe mleko. Kwadrans później Młoda bujała słodko w objęciach Morfeusza.
Czyżby jej się odwidziało?...
Teraz są jęki. Płacze. Żale. Pomrukiwania. Bywają łzy i histerie, kręcenie się z boku na bok, czasem wręcz gwałtowne "zrywanie" się z niewiadomego powodu. Próbujemy wszystkich systemów. Sprawdzamy stan pieluchy (nazywanej również od popularnej obecne reklamy - "fun`pakiem"), przywołujemy w pamięci godzinę ostatniego karmienia, w ruch idą smoczki i misie-przytulanki wręczane pierworodnej na wstrzymanym oddechu. Wszystko to w myśl zasady: zróbmy-co-się-da-żeby-jej-nie-rozbudzić...
Wiem, że większość Rodziców podziela nasz los, plując sobie w brodę i modląc się o wolny wieczór, w spokoju sumienia z cudownym poczuciem dobrze spełnianych rodzicielskich obowiązków. Wieczór wolny, cichy, spokojny, bez przebudzeń, dodatkowych porcji mleka, wymienianych naprędce pampersów i wtykanych w rozkoszne dzióbki smoczków. Wieczór Świętego Spokoju....
Walki Młodej trwają już któryś dzień i dają nam się we znaki. Zwada z Morfeuszem trwa często kilka godzin... Czasami zastanawiam się, czy aby nie na siłę... Nie mniej, nie mamy zielonego pojęcia, jak Młodej (...sobie?...) pomóc. Macie jakiś pomysł?...
Dla zwycięzcy przewidujemy nagrodę :)
Tymczasem czeka nas kolejna noc pod hasłem: "NIE ŚPIĘ JA - NIE ŚPI NIKT!"...
Kolorowych ;)
My również walczymy. Młody wygrywa.
OdpowiedzUsuńPomysłów brak. Tylko cierpliwości mi trzeba. Morza cierpliwości...
U nas dokładnie tak samo... Jednak morze może nie wystarczyć...
OdpowiedzUsuńPozdrowienia i buziaki dla A. :*
może po prostu z racji, że jest starsza potrzebuje mniej snu i dotychczasowa godzina snu okazuje sie dla niej zbyt wczesna?
OdpowiedzUsuńMy z Kuba przeszliśmy już rożne godziny chodzenia spać. Byl czas ze chodzil spac na noc juz o 18, a teraz chodzi (o zgrozo) o 21 i nawet nie probuję z nim walczyc zeby szedł wczesniej bo nic to nie da.
Właśnie dzisiaj "testujemy" wariant z jedną drzemką. Pobudka była o 14:20, po 2 godzinkach snu i do wieczora postaramy się Młodą przetrzymać... ;)
UsuńIle ma Młoda? Może dziąsełka dokuczają?
OdpowiedzUsuńU nas było podobnie i odkąd usypiam Młodą leżąc przy niej w naszym łóżku jest lepiej. Choć bywają i gorsze wieczory kiedy nic nie pomaga...
Trzymam kciuki za dzisiejszą noc:)
24 października kończy 10 miesięcy. Sprawdzaliśmy już też wariant z dziąsełkami, smarując żelem na noc... Nie pomagało :( Ale dzięki za sugestie, wszystkie są ważne :)
Usuń