środa, 24 października 2012

Już 10 miesięcy razem!!! ♥

Dzisiejszy dzień przyniósł dwie fantastyczne okazje do świętowania.

Po pierwsze - równo dwadzieścia pięć lat temu moi Rodzice stanęli na ślubnym kobiercu i przed ołtarzem przysięgali sobie miłość i wierność aż po grób. Wszystkiego najlepszego z okazji Waszego Święta, Kochani! Życzymy Wam kolejnych lat w zdrowiu i wzajemnej miłości! ♥

Drugą okazją jest mijające dziś 10 miesięcy życia naszej kochanej Córeczki :) Doprawdy, nie mam pojęcia kiedy one minęły... Czas leci tak szybko!
Dopiero leżała nagusieńka, przytulona do mnie tuż po porodzie...
Dopiero pierwszy raz uśmiechnęła się do mnie świadomie...
Pierwszy dzień, kiedy przestała kurczowo zaciskać piąstki, a zaczęła chwytać zabawki...
Pierwszy raz, gdy spróbowała czegoś innego niż mleko - zachwytom nie było końca!
Pierwsze słowa... "Baba", "tata", "mama"... Pierwsze zabawy w wannie i na kocyku...
To wszystko dzieje się tak szybko!!!

Jeszcze chwila i Młoda skończy ROK. Jest już na prawdę dużą dziewczynką.

Lubi czytać bajki, śpiewać piosenki i turlać się po łóżku rodziców. Wstaje rano o 7:00 lub 8:00 i grzecznie bawi się sama, aż mama nie odsłoni okien i nie przytuli oznajmiając, że wstaje nowy dzień. Pięknie wcina mleko kilka razy w ciągu dnia, ale zdecydowanie najbardziej przepada za owockami i jogurcikami (które dostaje od tygodnia). Z jedzeniem obiadków też nie ma problemu, jeżeli tylko nie wyczuje w nich brokuła... ;) Uwielbia się kąpać i prowadzić kąpielowe rozmowy z gumową kaczką. Uczy się samodzielnego jedzenia i korzystania z nocniczka, mamy już pierwsze sukcesy w obu tematach! ;) A najbardziej na świecie lubi bawić się i broić z rodzicami!!! No i... oczywiście... oglądać telewizję...


A czasami, jak widać, można oglądać tv i "czytać" jednocześnie... ;)
I jeszcze trochę mojej 10-cio miesięcznej panienki ;)


środa, 17 października 2012

Wideopamiętnik, część 1: Uparciuszek ;-)

Młoda po raz kolejny dała dzisiaj czadu w nocy... :( No nie chce spać, za żadne skarby! Gdyby ktoś nie wierzył, przedstawiam namacalne dowody na zawziętość mojej córki...


wtorek, 16 października 2012

Kocha, lubi, szanuje... czyli rozprawka o rodzicielstwie idealnym

Kilka dni temu oglądałam poranny program w jednej ze stacji telewizyjnych, w którym to poświęcono uwagę zagadnieniu "idealnego rodzicielstwa". Prowadzący program oraz ich goście zastanawiali się, czy istnieje definicja "rodzica idealnego", a jeśli tak, to w jaki sposób taki idealny rodzic idealnie wychowuje swoje idealne dziecko? Łatwo można było się domyślić, że odpowiedzi na tak postawione pytanie najzwyczajniej... nie ma. Dla każdego z nas "idealnie wychowanie" oznacza przecież coś innego.

Pamiętam, jak ewoluował mój pogląd na wychowywanie dzieci w ciągu ostatnich 2 lat. Czym innym było dla mnie "idealnie" wychowane dziecko kiedy jeszcze nie byłam w ciąży, inne były wyobrażenia i plany w okresie ciąży, a już totalnie obraz ten zweryfikowało... życie. Podobnie rzecz miała i ma się nadal z idealnym rodzicielstwem.

Pamiętacie kary i zasady stosowane przez Waszych Rodziców? Ile razy, jako dzieci i nastolatkowie, przysięgaliście sobie: ja się tak nie zachowam? Skrzętnie notowaliście w pamiętniku albo zakamarkach głowy wszystkie te sytuacje, w których na pewno postąpicie w przyszłości inaczej? Świeże, dziecięce i nastoletnie krzywdy głęboko siedziały w głowach, piekły i paliły aż w końcu wyblakły, nabrały innego znaczenia, zapomnieliście o nich. A jeśli nawet tak się nie stało, to czy aby na pewno teraz, jako Rodzice, postąpili byście tak, jak Wam dyktowało dziecięce serce?

Nie ma jedynej słusznej prawdy i metody na wychowanie dziecka. Bycie zbyt surowym lub zbyt pobłażliwym może wzniecić w dziecku poczucie buntu lub obojętności, karanie czy bicie nauczy złych wzorców postępowania,  zbytnie rozpieszczanie natomiast może "zrobić" z naszego dziecka egoistę i samoluba...

Cała tajemnica tkwi więc w tym, żeby w żadnej dziedzinie nie być "zbyt". Bądźmy tolerancyjni dla swoich dzieci, nie porównujmy, nie wpędzajmy w kompleksy z powodu wolniejszej nauki czy innego sposobu myślenia. Nie obwiniajmy ich za to, że są inne niż my czy ich rówieśnicy. Dziecko to przede wszystkim człowiek, a nie żywa istota będąca odzwierciedleniem naszych wyobrażeń o tym, jaka powinna ona być. To człowiek taki jak każdy z nas, posiadający jedynie dużo mniejsze doświadczenie życiowe niż my. Czyż nie tak właśnie jest?

Naszą rolą, jako rodziców jest kochać, miłością największą, bezwarunkową! Kochać i wspierać! Tego nigdy nie będzie naszemu dziecku dość - ani dziś, ani za lat trzydzieści ;)



poniedziałek, 15 października 2012

Zmiany, zmiany... czyli Matka (wiecznie) Pracująca

Jak każdą kobietę, również mnie od czasu do czasu nachodzi nie zawsze uzasadniona potrzeba zmian. Zmian w dowolnej dziedzinie; koloru włosów, wystroju sypialni, przemeblowania salonu czy rewolucji w ogrodzie. I jak to ja - wszystkiego chwytam się po trochę, później okazuje się że nie ogarniam tego co zaczęłam, wściekam się sama na siebie i po nocach kończę to co zaczęłam, byle tylko nie zostawiać rzeczy "na jutro". Póki co - wygrywam te batalie, choć bywa ciężko ;)

Teraz znów nastał czas zmian, tym razem poważniejszych w skutkach i (mam nadzieję) długo nieodwracalnych. Oto z Matki-Kury-Domowej stałam się Matką Pracującą! Tadadadam!



Nie ukrywam, że bardzo mnie ten stan rzeczy cieszy! Po przebojach jakich doświadczyłam w ciąży (zwolnienie z pracy, walka w sądzie... - nikomu nie życzę!!!), miłą odmianą jest to, że w ogóle ktoś chciał zatrudnić kogoś takiego jak ja... Czemu tak myślę? Teoretycznie Młoda jest jeszcze mała, ale przecież "mogłabym chcieć" zajść w ciążę najszybciej jak to możliwe, ogołocić biednego pracodawcę z pieniędzy idąc na zwolnienia. Do tego małe dziecko jest przecież ogromnym "obciążeniem", bo a nuż - zachoruje (tfu, tfu!) i nie będę mogła przyjść? Zacznę się wykręcać, że zmęczona po nieprzespanej nocy, że marudzi bo idą ząbki... Wreszcie - jakim prawem zostawiam w domu niespełna rocznego bąbla i egoistycznie wracam do życia-poza-pieluchami?... ;) Otóż tak, jestem bezczelnie "egoistyczną" matką, bo choć mogłabym siedzieć w domu i "nic nie robić" (znacie chociaż jedną taką MATKĘ?), wybrałam dodatkowe godziny obowiązków poza domem. Hurrra, w końcu zaczną mi za nie znowu płacić! ;) Jednak mówiąc serio - wszystko wyszło super; godziny pracy, płaca, miejsce i atmosfera... Miłą odmianą będzie "wyrwanie" się z domu choćby i na te pół etatu, poznanie nowych ludzi i zarobione drobniaki na przysłowiowe waciki. Albo krem przeciwzmarszczkowy, kawę z podwójną dawką kofeiny, samozmieniające się pieluchy i olejek na rozstępy...

Super, że w UK wszystkie te przymioty związane z macierzyństwem nie są przeszkodą dla pracodawców aż tak, jak w Polsce. Oczywiście, chciałabym, żeby wszędzie było tak samo dobrze, żeby każda Mama mogła spokojnie powierzyć dziecko odpowiedzialnej osobie lub instytucji i za godziwą pensję w świetnych warunkach móc zarabiać na chleb. O ile oczywiście ma na to ochotę. Jakże prościej by było, gdyby rząd płacił kobietom za pracę, jaką wykonują w domu wychowując dzieci! Utopia...

Ale miało być o zmianach ogólnie, nie tylko o pracy ;) 

Ostatnio marzy mi się remont salonu... Pomalowanie ścian na inny kolor, przemeblowanie... Musimy jednak najpierw sprowadzić z Polski nasz narożnik, który kupiliśmy kilka miesięcy przed przeprowadzką do UK. Tutaj meble tego typu są horrendalnie drogie! Mamy jednak swój własny, w idealnym stanie. Duży, w pomarańczowym kolorze, niski - więc automatycznie wygodny również dla dziecka. Do tego mnóstwo, poduszek które uwielbiam... W komplecie, ściany w kolorze zieleni lub żółci, jasne regały "expedit" z IKEA, bibeloty w kolorze pomarańczu i bieli, jasne zasłony w oknie... Póki co jednak, jedyna zmiana jaka się szykuje to wielka wyprowadzka kojca Młodej z salonu - mamy już tak dużą Dziewczynkę, że nie potrzebujemy tego mebla w ciągu dnia! Drzemkę urządzamy sobie na piętrze domu, w sypialnianym łóżeczku. I tutaj ukłony dla Was moje Drogie, bo...

...Młoda wczoraj zasnęła bez problemu! Nakierowałyście mnie na zmianę pór drzemek, zastosowaliśmy tylko jedną długą drzemkę od 12:30 do 14:30 i wieczorem Młoda była już tak zmęczona, że nie miała siły walczyć ;) Dziękuję, dziękuję, dziękuję!






sobota, 13 października 2012

Rzecz o walce, czyli Młoda kontra Morfeusz...

Od kilku dni, wieczorami rozgrywa się prawdziwa bitwa. Kawałek po kawałku, godzina po godzinie bitwa zamienia się w wojnę, wojna w terror, terror w apokalipsę!  Na przekór wszystkim przyzwyczajeniom, ustalonym zasadom i wypracowanej, wielomiesięcznej rutynie. Oto Ona, Młoda, przywódczyni rokoszu!






Przedstawiam Wam córkę mą nieodrodną. W dzień wesoła, spokojna i rozkoszna. Pięknie jada obiadki, super się bawi, potrafi zająć się sama sobą dłużej niż 2 minuty (dzięki Ci, Boże!). No mówię Wam, cud-miód-dziecko. Jednak od kilku dni coś się zmieniło. Szok.

Tak, wiem, może i czynię herezję narzekając na niedobory małolaty, ale... chyba moje dziecko zbyt przyzwyczaiło mnie do tej wygody. Sęk w tym, że do niedawna Młoda zasypiała pięknie. Prosty schemat: wyciszenie od 18:30, o 19:00 kąpiel, o 19:15 ciepłe mleko. Kwadrans później Młoda bujała słodko w objęciach Morfeusza.
Czyżby jej się odwidziało?...

Teraz są jęki. Płacze. Żale. Pomrukiwania. Bywają łzy i histerie, kręcenie się z boku na bok, czasem wręcz gwałtowne "zrywanie" się z niewiadomego powodu. Próbujemy wszystkich systemów. Sprawdzamy stan pieluchy (nazywanej również od popularnej obecne reklamy - "fun`pakiem"), przywołujemy w pamięci godzinę ostatniego karmienia, w ruch idą smoczki i misie-przytulanki wręczane pierworodnej na wstrzymanym oddechu. Wszystko to w myśl zasady: zróbmy-co-się-da-żeby-jej-nie-rozbudzić...

Wiem, że większość Rodziców podziela nasz los, plując sobie w brodę i modląc się o wolny wieczór, w spokoju sumienia z cudownym poczuciem dobrze spełnianych rodzicielskich obowiązków. Wieczór wolny, cichy, spokojny, bez przebudzeń, dodatkowych porcji mleka, wymienianych naprędce pampersów i wtykanych w rozkoszne dzióbki smoczków. Wieczór Świętego Spokoju....

Walki Młodej trwają już któryś dzień i dają nam się we znaki. Zwada z Morfeuszem trwa często kilka godzin... Czasami zastanawiam się, czy aby nie na siłę... Nie mniej, nie mamy zielonego pojęcia, jak Młodej (...sobie?...) pomóc. Macie jakiś pomysł?...

Dla zwycięzcy przewidujemy nagrodę :)

Tymczasem czeka nas kolejna noc pod hasłem: "NIE ŚPIĘ JA - NIE ŚPI NIKT!"...

Kolorowych ;)

piątek, 12 października 2012

Nauka mówienia

Siedzi Młoda na kocyku w salonie i ogląda tv. Nie jestem z tego zadowolona, ciągle zabraniam i staram się odwrócić Jej uwagę, ale często - gęsto jest to walka z wiatrakami. Zasiadam obok niej z zamiarem zabawy. W głowie rodzi się szatański plan: może wreszcie uda się "przekabacić" córeczkę tatusia na swoją stronę?...
Próbuję.

- Powiedz MA-MA! - proszę pierworodną.
- TAAAA TAAA...

Wzdycham.

- MA MA! Maaaaa maaaaa! - naśladuję słodko.
-Taaaaaaa taaaaa... Ta ta ta ta ta, taaaaaa taaaaa...


Wzdycham znowu.

Ja tego nie rozumiem. Nie ogarniam. Mówienie "tata", "baba" czy nawet "Daga" (imię cioci) nie stanowi problemu, ale "MAMA" przez gardło nie przejdzie! Ot, czasami, przypadkowo... Był jeden taki dzień, kiedy nawet kilka razy się udało (bo się "chciało"?). Czym ja sobie zasłużyłam, żeby mnie pomijać?... Jak sobie zasłużyć?

Może jednak zacznę pozwalać na oglądanie tv?... ;)

Codziennie patrzę na moje Dziecko...

...i zastanawiam się jak to możliwe, że Młoda tak szybko rośnie? Zmienia się z dnia na dzień, a dni te bywają co raz weselsze, bardziej rozwojowe i zaskakujące tak dla Młodej, jak i dla mnie. Odkrywam na nowo wszystkie te rzeczy otaczające mnie zupełnie tak, jak dziecko. Młoda uczy Matkę chyba bardziej, niż Matka - Młodą...

Żeby nie przegapić tych wszystkich chwil jej dzieciństwa i móc je uwiecznić w szerokopojętej czasoprzestrzeni, niniejszym popełniam założenie bloga. Już widzę przerażone oczy nastoletniej Młodej, kiedy za lat-tych-naście usłyszę: "Mamoooo.... Ale siara!" ;-)